piątek, 4 kwietnia 2014

451 stopni Fahrenheita

Książkę obronił rok wydania: 1953.
Osiem lat po zakończeniu II wojny światowej, osiem lat po ataku atomowym na Hiroszimę i Nagasaki, zimna wojna trwa, umiera Stalin. Ray Bradbury wyraźnie zaznaczył swoje stanowisko wobec ówczesnej kondycji świata, ale zrobił to w sposób nieco naiwny.
Gay Montag - strażak, którego zadaniem nie jest gasić pożary, ale je wzniecać, po spotkaniu z siedemnastoletnią dziewczyną zaczyna zastanawiać się nad swoją pracą i sensem życia.
Klarysa nie bez znaczenia jest przedstawiona jako młoda i zbuntowana. To właśnie ona ma moc wnieść świeżość do umysłu Montaga. Właściwie zasiewa w nim ziarno zwątpienia i to wystarczy, aby zaczął wywracać swoje życie do góry nogami. Z dziewczyną rozmawiał zaledwie kilka razy. I to nagle go odmieniło? Nie wierzę w to.
Montag zaczyna wyrzucać żonie tępotę, pustotę, brzydotę (to raczej tylko w myślach) i daje znać o swoim sfiksowaniu. W ich domu pojawia się pierwsza zakazana książka. Motywy zmiany Gay'a nie są przekonujące. Pojawia się starszy pan, z którym główny bohater nawiązuje w bardzo krótkim czasie bliską, przyjacielską więź. Na jakiej podstawie? Na takiej, że im obojgu zależy na przetrwaniu kultury niematerialnej. swobody myśli? Zaczynają ze sobą współpracować, ale dosłownie przez chwilę i niedługo potem akcja się kończy.
Książka ważna ze względu na datę pokazania się. Wszystkie wątki są tylko muśnięte. Miałam wielką nadzieję, że wniknę w relacje państwa Montag, dowiem się dokładniej, dlaczego Gay postanowił wszystko zmienić. Aby te wszystkie wątki rzeczywiście mogły się rozwinąć i aby znalazły dla siebie uzasadnienie, opowieść musiałaby byś formalnym majstersztykiem. Niestety nie jest. Ma tylko 210 stron. I to iskrę geniuszu zdusiło w zarodku.
Dzisiaj powiedziałoby się o tej książce: dzieło straconych szans, ale że to klasyka science-fiction, to tak powiedzieć nie wypada i sądzę, że nawet nie należy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoja opinia jest dla mnie ważna. Dziękuję za komentarz.