niedziela, 1 stycznia 2017

Zmiana bloga

Drodzy Czytelnicy,

zauważyłam, że czasem odwiedzacie tego bloga, a mnie już tutaj dawno nie ma. Dalej piszę o książkach, ale nieco inaczej. Odnalazłam się na gruncie nieco innego blogowania i zachęcam Was serdecznie do odwiedzin i stałego przebywania :)

www.karolinaplichta.pl - NOTATNIK TERAPEUTY

piątek, 4 kwietnia 2014

451 stopni Fahrenheita

Książkę obronił rok wydania: 1953.
Osiem lat po zakończeniu II wojny światowej, osiem lat po ataku atomowym na Hiroszimę i Nagasaki, zimna wojna trwa, umiera Stalin. Ray Bradbury wyraźnie zaznaczył swoje stanowisko wobec ówczesnej kondycji świata, ale zrobił to w sposób nieco naiwny.
Gay Montag - strażak, którego zadaniem nie jest gasić pożary, ale je wzniecać, po spotkaniu z siedemnastoletnią dziewczyną zaczyna zastanawiać się nad swoją pracą i sensem życia.
Klarysa nie bez znaczenia jest przedstawiona jako młoda i zbuntowana. To właśnie ona ma moc wnieść świeżość do umysłu Montaga. Właściwie zasiewa w nim ziarno zwątpienia i to wystarczy, aby zaczął wywracać swoje życie do góry nogami. Z dziewczyną rozmawiał zaledwie kilka razy. I to nagle go odmieniło? Nie wierzę w to.
Montag zaczyna wyrzucać żonie tępotę, pustotę, brzydotę (to raczej tylko w myślach) i daje znać o swoim sfiksowaniu. W ich domu pojawia się pierwsza zakazana książka. Motywy zmiany Gay'a nie są przekonujące. Pojawia się starszy pan, z którym główny bohater nawiązuje w bardzo krótkim czasie bliską, przyjacielską więź. Na jakiej podstawie? Na takiej, że im obojgu zależy na przetrwaniu kultury niematerialnej. swobody myśli? Zaczynają ze sobą współpracować, ale dosłownie przez chwilę i niedługo potem akcja się kończy.
Książka ważna ze względu na datę pokazania się. Wszystkie wątki są tylko muśnięte. Miałam wielką nadzieję, że wniknę w relacje państwa Montag, dowiem się dokładniej, dlaczego Gay postanowił wszystko zmienić. Aby te wszystkie wątki rzeczywiście mogły się rozwinąć i aby znalazły dla siebie uzasadnienie, opowieść musiałaby byś formalnym majstersztykiem. Niestety nie jest. Ma tylko 210 stron. I to iskrę geniuszu zdusiło w zarodku.
Dzisiaj powiedziałoby się o tej książce: dzieło straconych szans, ale że to klasyka science-fiction, to tak powiedzieć nie wypada i sądzę, że nawet nie należy.

poniedziałek, 3 marca 2014

Harry Potter i Czara Ognia
www.fabrykaliteratury.pl

- Jakie j a mam zająć stanowisko wobec "Harry'ego Pottera"?

- Dystans. dystans co do opinii

Jestem po lekturze czwartej części i cieszę się, że jeszcze nie wiem, co będzie dalej. Wiedzący, że czytam ostatnie cztery części pierwszy raz, bardzo mi zazdroszczą. czyli czytanie tych książek znajduje się w kategorii rzeczy nie-powtarzalne chcę ciągle robić p i e r w s z y  r a z. lista życiowych celów? nie jestem pewna, czy to dobrze.


Zastanawiające.
W czwartej części zaczyna się dziać coś więcej. Muszę przyznać, że nieco zabawny jest fakt, że nagle cała trójka przyjaciół, czyli Harry, Ron i Hermiona, zaczyna przeżywać swoje pierwsze uczucia względem płci odmiennej. Jeszcze nieśmiało, nieporadnie, niezdecydowanie, z wahaniem. Przemknęła mi przez głowę myśl, że może dla Rowling potraktowanie każdego z bohaterów -zbyt osobno- byłoby za trudne. Bo jakie znaleźć inne wytłumaczenie? tak, okazja temu sprzyja, odbywa się Turniej Trójmagiczny, B A L, który coś wymusza, ale czy musi akurat u  k a ż d e g o  z nich wymuszać słabość_do? czy jedno nie mogłoby się zbuntować wobec trendu? aż się prosi.

Teraz będzie banał: a to był meta banał. Harry jest wyjątkowy.
Siła woli i dobra wola kluczem do sukcesu.

Końcówka książki za każdym razem lekko mnie nudzi. Za wyjątkiem "Kamienia filozoficznego". W pierwszej części to właśnie końcówka była momentem najbardziej wciągającym, kulminacyjnym, ciekawym, natomiast w każdej kolejnej części następował spadek poczucia końca. Największa rozrywka to mecze quidditcha, Turniej Trójmagiczny, Hermiona i jej inicjatywy społeczne.

"Harry Potter" jest niewątpliwie ciekawą, wciągającą książką. I to by było na tyle. Może kiedyś spróbuję w niej poszukać czegoś więcej.

piątek, 7 lutego 2014

Jeśli czytasz książki po to, aby zapewnić sobie rozrywkę, to najprawdopodobniej szybko się znudzisz.

Nofretete Neues Museum.jpg
de.wikipedia.org
postaci na mnie działają jakby wstępował we mnie duch nefertiti dlaczego pozłacane litery na okładce właśnie znikają? obserwuję się w lustrze czy moja szyja jest długa czy wystarczająco smukła a może kupiłabym sobie lazaryt i sobie postawię i będę tak patrzeć na niego widzę złotoMichelle Moran ukradła moją pasję zagrzebaną w szczenięcych latach. Starożytny Egipt to temat pierwszego numeru gazetki "Wally poznaje historię świata" (niektórzy pewnie znają i wspominają równie miło). Autorka tak zainspirowała się popiersiem Nefertiti, że napisała książkę pod tym tytułem; powieść trzymającą w napięciu od pierwszego do niemalże ostatniego zdania.
Przeczytanie tej powieści zainspirowało mnie do przemyśleń w zakresie oddziaływania treści na naszą osobowość. Jak to jest, że jest się w świecie książki nawet wtedy, gdy się jej chwilowo nie czyta i dlaczego osobisty język upodabnia się do czytanej właśnie epoki i dlaczego otoczenie nie jest przygotowane na moje chwilowe odpłynięcie?
po co patrzyłaś na to drzewo genealogiczne na początku? Nie polecam dokładnie wczytywać się w drzewo genealogiczne zamieszczone na początku książki. Ja trochę żałowałam.

Zaskoczyła mnie perspektywa.
Byłam pewna, że wejdę do myśli pierwszej małżonki króla Egiptu, a tymczasem... ona miała siostrę. musiała walczyć o pozycję. ona? nie, nie z siostrą. ale były takie... wciąż monotonne ta była taka a ta taka i ta robiła tak a ta tak ja jestem pan tik tak i tak w kółko do końca do upadłego. .AnubisOzyrysGrobubrak.

Powieść jest o kwestiach, których ja dziś nie zrozumiem. Z mojego punktu widzenia motywy postępowania rodziny Nefertiti są zbyt szlachetne, a to szlachectwo nie ma na celu dobra jednostki, ale też nie do końca dobra Egiptu. Więc kogo? Ja nie jestem pewna, że rodziny.

Z pewnością jednak mogę orzec o wyjątkowości postaci, jaką była Nefertiti; o wyjątkowości Starożytnego Egiptu w okresie amareńskim. utwierdzić się w przekonaniu że wciąż się siebie szuka że się jest w książce i w tej i w innych i że się jest królową i że się nie jest i że się chce być i że się nie chce i że to świetna historyczna powieść.


Nefertiti - Moran Michelle
www.empik.com

 

poniedziałek, 3 lutego 2014


Idę do kina. Zanim obejrzę film, muszę również (albo i nie) obejrzeć reklamy i zwiastuny nadchodzących filmów. Na "Nimfomance cz.1" nie było inaczej. blond włosy kręcone, palce przesuwające po grzbietach książek, wzrok mężczyzny o brwiach czarnych jak węgiel szybkie odwrócenie twarzy i dusza utopiona w błękicie jej niewinnych oczu nazistowskie flagi... - "Złodziejka książek"! czy na pewno? czy ja tę książkę w ogóle czytałam? czy znów powiedziałam coś, co tylko mi się wydaje?





"Złodziejka książek"
W kinach od 31 stycznia.

- Uff - uspokoiłam się w duchu, że dobrze rozpoznałam scenerię, a najwyraźniej rozpoznałam ją tylko dlatego, że wcześniej musiałam podobne obrazy zobaczyć w swojej głowie.
Stało się jasne, że muszę sięgnąć po tę książkę. czytałaś ją już. nie pamiętam. nawet jeśli, to nie pamiętam. ale w jaki sposób przypomniałabym sobie o niej podczas oglądania zwiastunu? Byłam pewna, że w bibliotekach jej nie będzie, ale ku mojemu zdziwieniu w Dolnośląskiej Bibliotece Publicznej ostały się aż dwa egzemplarze.
literatura australijska. markus zusak złodziejka książek... jest... ta okładka. piaskowa twarda oprawa po której dwie postaci skaczą w rytm danse macabre. Okładka zachęca dopiero po przeczytaniu książki. Przed lekturą za bardzo nie wiadomo, czego się spodziewać. Nie mogłam spokojnie siedzieć i czytać, a powodem był śmierć. Nie chcę zgadywać ani intencji tłumacza, ani reżysera. Należałoby spytać samego autora, o jakiej płci myślał, pisząc o śmierci, chociaż można przypuszczać, że nie myślał o żadnej z płci, ponieważ śmierć w języku angielskim jest rodzaju nijakiego. Kategoria rodzaju w języku angielskim jest niezbyt trudna do określenia. Rzeczowniki nieżywotne, stany abstrakcyjne itp. otrzymują rodzaj nijaki. Skoro książka treściowo nawiązuje do niemieckich realiów - uzasadnione jest mówienie o śmierci: "ten śmierć = der Tod". Ten śmierć był uwierający niczym nieoderwana metka od bluzki. Dzięki temu czytałam w skupieniu.

Od pierwszego akapitu rozsmakowywałam się poetyckością języka, precyzją wydobywania znaczeń ze słów. Książka rozpoczyna się od smutnego wydarzenia i kończy na smutnych wydarzeniach, można zatem powiedzieć, że klamra kompozycyjna się udała. Między wstępem, a zakończeniem jest trochę strachu, śmiechu, wzruszenia, wstrzymywania oddechu.
Postaci tej książki są jak ze snu, a sny w "Złodziejce książek" pełnią rolę szczególną.
Papa, Rosa, Max, Rudy, Liesel Meminger i oczywiście inni.
Dziewczynka przez całe swoje dzieciństwo musi radzić sobie z opuszczeniem i poczuciem samotności. Śmierć długo nie miała do niej dostępu, natomiast poczucie osamotnienia wracało do niej niczym bumerang.

po prostu to książka przepiękna, co jeszcze chcesz o niej nawymyślać? przed obejrzeniem filmu nie byłaś nią tak zachwycona. tak. nie byłam film spowodował, że zostałam tą opowieścią poruszona dogłębnie i od obejrzenia filmu właśnie uważam złodziejkę za jedną z najlepszych książek jakie przeczytałam w życiu. 

Nigdy nie traktowałam filmu jako medium uzupełniające książkę. Zawsze film był osobny, a już na pewno nie lepszy. W tym wypadku wciąż nie jest lepszy, ale sprawił, że na książkę spojrzałam inaczej. To nie zdarzyło mi się nigdy i życzę każdemu, aby doświadczył takiego świeżego spojrzenia.

poniedziałek, 27 stycznia 2014



Chagall, czyli burza zaczarowana jest książką, którą Raissa napisała w 1948 roku na prośbę artysty. Nie jest ona przewodnikiem ani po jego życiu, ani po jego malarstwie. Stąd może okazać się niewygodną lekturą dla czytelnika, który nie zapoznał się wcześniej z biografią Moisieja Szagałowa i nie widział nigdy efektów jego talentu. Natomiast może stać się swoistą zachętą do rozpoczęcia podróży śladami Wielkiego Mistrza „nadnaturalizmu”.
Ze wstępu do książki Raissy, autorstwa brata Morisa Maurina, dowiadujemy się, że autorka urodziła się w Rosji. Emigracja jej rodziny do Francji oraz żydowskie korzenie połączyły ją z Chagallem, mieszkającym wówczas w Paryżu. Na bazie tej przyjaźni powstały wspomnienia, które Maritain wyraża wierszami i krótkimi tekstami odnoszącymi się do twórczości Chagalla. Nie mówi jednak wprost o akcie twórczym artysty, a koncentruje się na obszarach wrażliwości, które wywoływały u niego potrzebę wyrażenia się: francuscy twórcy, Witebsk - rodzinne miasto Marca, tożsamość zarówno żydowska jak i słowiańska.
Czytając zapiski Raissy odnosiłam wrażenie, że prowadzi ona intymny dialog z Marcem; zwraca się tylko do Niego, a czytelnik jest przypadkowym świadkiem ich spotkania. To, że po latach jej książka będzie czytana przez szerokie gremium wielbicieli artysty, nie miało najwyraźniej dużego znaczenia. Przekaz jest bardzo osobisty i wiele mówi zarówno o poetce, jak i o malarzu.
Słowa Raissy nie pozostają bez odpowiedzi Chagalla. Najlepszymi komentarzami malarza do tekstu są jego rysunki. Nadrealne, nierealne, a jednak prawdziwe. Gdy patrzę na te kreski, mam wrażenie, że to dopiero szkic znanych „Kochanków przy blasku księżyca”, którzy niedługą ożyją kolorami. To samo dzieje się z tekstami Raissy: są tylko zaczątkiem tego, co myślała o Chagallu. Można się pokusić o twierdzenie, że ta książka (napisana przecież w '48 roku; polskiego przekładu doczekaliśmy się 63 lata później) jest skodyfikowanym procesem tworzenia się wspomnień poetki o malarzu.
Literatura nietypowa, niecodzienna, dziwna wręcz. Ale czyż nie tacy są artyści? Nie będę próbowała zrozumieć Maritain ani Chagalla, zdecydowanie wolę kontemplować ich talent i zachwycać się wytworami ich wyobraźni.

niedziela, 26 stycznia 2014




mam 14 lat mam dom w snach nie mam ładnych ubrań, bo nie wiem, gdzie takie znaleźć Ona wie Ona mi nie powie, gdzie są bluzki, sukienki, żakiety Ona mi je ofiaruje dzięki niej działam, włączam się przed świtem, staje przed światem trwam na pograniczu Ona znika a ja płynę; nieostrożnie, bo po co nie musi mnie łapać, ja ją dogonię, dopadnę i sprawię, że nie odejdzie

Książka kupiona w jednym ze składów Taniej Książki. Jej czas minął. Jej czas najwyraźniej jeszcze nie minął. Teodora Dimova – bułgarska pisarka, nie... znów o przemianach ustrojowych i literatura zaangażowana; nudząca, niewciągająca, nie biorę. Tytuł „Matki” zachęcił do kupna, ale powieść musiała odczekać swoje na półce. Jak się okazało – moja strata. Od przeczytania „Wściekłości i wrzasku” Wiliama Faulknera system wartości uległ modyfikacjom. Coraz trudniej o dobrą lekturę dla mnie. Gdy po kilku stronach bułgarskiej narracji zauważyłam, że nie spotykam zbyt często przecinków ani kropek, zorientowałam się, że książka niesie mnie sama. Ja jej wyznaczyłam rytm: czytam czytam nie czytam płynę zdaniem ono się nie zatrzymuje wieloraka interpretacja inny kontekst jestem w środku!
Dzięki środkom stylistycznym, które z kunsztem zostały użyte przez Dimovą, powieść czyta się z satysfakcją; nie marnuje się czasu na słabą pozycję. Kiedy zadaję sobie pytanie o to, czym jest realizm, dochodzę do wniosku, że świat realistyczny w powieści – oksymoron; coś takiego nie istnieje, wszystko – nawet prawdziwe – jest inne, wykreowane, stworzone, opisane, a nie istniejące. Tak.
Ale ten konstrukt daje obraz, który staje się lustrem. To, co w lustrze – nie istnieje, ale istnieje to, co przed nim się jawi. Takiego zabiegu dokonuje autorka „Matek”; wchodzi w środek wycinka bułgarskiej rzeczywistości i staje się zwierciadlaną bryłą. Naraz odbija kilka światów, kilkoro dzieci z jednej klasy, kilka rodzin i tylko jedną nauczycielkę.
Odbicie pozostawiające nas ze znakiem zapytania.